Negatywista i afirmatyk: o tomie Ale o co ci chodzi?

Autor: Adam Poprawa

Już zapis adresu bibliograficznego tej książki jest pewnym wyzwaniem. Owszem, na obwolucie i okładce są tylko imię i nazwisko poety oraz tytuł, ale strony przedtytułowa, tytułowa i hm, potytułowa (bo i taka tu się znalazła – nie mylić z redakcyjną) wskazują na autorstwo podwójne.

I rzeczywiście: Ale o co ci chodzi? to nie tyle tom Świetlickiego ilustrowany przez Maciejowskiego, ile równoprawna – równotwórcza – książka dwóch autorów.

Co więcej zaś, znaczenia wierszy są tu modyfikowane przez rysunki, przy czym te drugie nieraz dopełnione zostały przez artystę słowami. Mamy zatem ikonotekst, dość zresztą szczególnego rodzaju.

Nie jest to pierwsze spotkanie obu panów Marcinów. W zbiorach krakowskiego Muzeum Narodowego znajduje się pochodzący z roku 2000 obraz olejny Maciejowskiego Trzy podstawowe pozycje wokalisty na przykładzie Marcina Świetlickiego.

Malarz wybrał jaskrawy kontrast barwny: nie licząc niewielkiej białej plamki reflektora z czerwoną poświatą, płótno składa się z czerni tła, ciemnych szarości spodni, koszulki i włosów (z refleksem od wspomnianego reflektora) Świetlickiego – to wszystko równoważą jasne różowości twarzy i rąk poety, przedstawionego tu trynitarnie, to znaczy w trzech równych osobach. Połączenie czerni i różu jest u Maciejowskiego ironiczne, nie chodzi przy tym o karykaturę czy parodię, lecz o łagodne, a przez to konfrontacyjne ukazanie mrocznej, ciemnej, negatywnej autokreacji poety w nowej perspektywie.

Owszem, w dziele i postawie Świetlickiego ironii nigdy nie brakowało, ale Maciejowski dokonał wcale zasadniczej reinterpretacji. Podobnie jak w namalowanym trochę później portrecie poety, zreprodukowanym na okładce wydania Zimnych krajów z 2002 roku: dominuje kolor fuksji, mimika bardzo rozjaśnionej twarzy o miękkich konturach jest cokolwiek kontestacyjna, ale to twarz młodziutkiego chłopca, raczej jeszcze nie młodego mężczyzny. Niedługo przed ukazaniem się tej edycji poeta skończył czterdzieści lat; przyjmując zaś taką okładkę, godził się również na łagodniejszy składnik w swoim wizerunku.

Malarstwo i rysunki Maciejowskiego są przecież niezbywalnie afirmatywne. Owszem, pozostają niejednoznaczne, swoje robi też kwestia cytowania i wielokrotnej mediacji, niemniej w dziełach tego twórcy ładna jest nie tylko Bardotka z olśniewającego portretu z lustrem Bez tytułu (BB), ale i scena zbiorowa Resovia biegnie na żydów ze Stali Rzeszów tak całkiem ładności nie traci, mimo że element zabudowy stadionu szybko przypomina wieżę obozu koncentracyjnego.

W nowej zaś książce – Ale o co ci chodzi? – na czterech stronach rozpoznawalne postacie rządzących polityków dokądś idą, wchodząc wreszcie do jakiejś sali, rysunkom towarzyszą napisy Powinniśmy tu być oraz Nie damy się zdemobilizować. Jasne, to żart, kpina, może nawet co nieco szyderstwa, ale znów nie do końca, bo te obrazki też są na swój sposób ładne. No nie, gdybyśmy zaczęli się zastanawiać, że Maciejowski nawet w PiS-ie usiłuje się dopatrzyć czegoś pozytywnego, to już byśmy byli na manowcach.

Kwestią nie jest (ewentualne) piękno przedstawianych, lecz piękno przedstawiania. Zarazem taki estetyczny filtr pełni – może pełnić – funkcję ochrony przed zgoła nieartystyczną rzeczywistością. Zaraz na następnej stronie po tych obrazkach (między innymi z Kaczyńskim) pojawia się wiersz Polska 10: „Albowiem trzeba się bać […] I trzeba się bać. Teraz miłość jest bezsilna, / jest tylko w deklaracjach / oraz deklamacjach. / Wszelkie poranne złudzenia / przemieniają się w gorzki wieczór. Jest / później, niż myślicie”.

Czyżby Świetlicki stał się bardem narodowym!? Spokojnie, on tutaj gra stylami. Wyrazy „albowiem”, „wszelkie” podnoszą styl, to nie jest codzienny słownik poety. W zdaniu „Teraz miłość jest bezsilna” słychać przez moment aluzję do I Listu do Koryntian. Zaraz potem (kontrolowany) śmieszny gramatyczny rym oraz też zabawne zachwianie rytmu skróconym wersem. Domniemane zasadnicze przypomnienie nie jest do końca negowane, zarazem jednak Świetlicki ciągle przygląda się używanym i przywoływanym językom.

Nie patos najlepiej zapisuje lęk, lecz pointujący żart. Część opisowa Niedzieli w maju ukazuje wielokrotną niekoherencję: „Z okazji / święta / świętego / zamordowanego / niedaleko stąd / orkiestra / parastrażacka / gra za oknem / wesołą marszową / Czarną Madonnę”. Ciekawe, że peryfraza poniekąd wydobywa tu św. Stanisława z przestrzeni hagiografii czy może nawet historii, przypominając o realności mordu. I końcówka z przełamywaną ironią powtórzenia: „(bokserka / trochę się boi) / (ja trochę / też)”. Nawiasy ukrywają jednostkową emocję.

W słynnym wywiadzie z roku 1990 Barańczak wyznał Krzysztofowi Biedrzyckiemu: „tak naprawdę, pod spodem, jestem pięknoduchem, estetą i parnasistą”. Oczywiście była to autocharakterystyka przewrotna, polemiczna w stosunku do mocno się jeszcze wtedy (a i dziś) trzymających politycznych redukcji interpretacyjnych poezji autora Atlantydy – było jednak w tej wypowiedzi również sporo racji. Przypominam zaś tamto zdanie, bo, jasny gwint, czy dzisiaj, w wieku późnośrednim Świetlicki nie sugeruje aby czegoś podobnego?

Książka sprawia naprawdę piękne wrażenie! I nie myślę tylko o wielu portretach młodych kobiet, rysowanych przez Maciejowskiego, jak zawsze, z wielką czułością. Poza wszystkimi jego dziełami w tym tomie, sporo stron pozostało prawie niezadrukowanych, poza numerem na dole i żywą paginą na górze. Ten zabieg dodatkowo osłabia czy rozrzedza wiersze Świetlickiego (obu czasowników nie używam w znaczeniu wartościującym), czyli przydaje im niejednoznaczności. Wydrukowane w tej samej kolejności, bez dzieł plastycznych i białostronicowych pauz te wiersze działałyby nieco inaczej. Aczkolwiek, jak często u tego poety, ideałem byłaby prędzej rozrzutna różnorodność niż konsekwentna gatunkowa jedność.

Wiersze i fragmenty liryczne oraz, by tak rzec, nie całkiem niemetafizyczne łączą się z żartami i otwieraniem lufcików poezji na publicystykę tudzież obiegi masowe, do tego dwa utwory pisane prozą, trochę chyba zbyt długie jak na poèmes en prose czy onomatopeiczna wersja Nuages gris Liszta granych (tak przynajmniej na rysunku) przez Michała Wandzilaka, klawiszowca Świetlików…

Jest też tren RB, poświęcony pamięci Roberta Brylewskiego: „nocami / zakładaliśmy zespoły / ostatni miał się / nazywać Golem / a płyta „Głuchy śmiech pokoleń” / ten zespół miał być / bardziej radykalny / niż cokolwiek / niż my / razem wzięci / […] / a dzisiaj jest czerwiec / jestem sam w zespole”. Ostatni wers może dziwić, gdyż Świetlicki zazwyczaj nie śpiewa a capella. Trudno też byłoby odnieść tę konstatację do eksperymentalnej i krótko działającej grupy The Users, w skład której wchodzili obaj – Brylewski i Świetlicki. Więc Golem, a jeśli tak, to zasadniczą przestrzenią odniesienia jest dla autobiograficznego bohatera skład nieistniejący.

Poza takimi strefami autor wierszy nie waha się strzelić aluzją, przypominając za pomocą kryptocytatu najgłupszy tekst napisany na jego temat przez pewną osławioną publicystkę: „Stary, skończony Świetlicki na spacerze z psem. / Znowu to samo. Najprościej by było / to zlekceważyć. Lecz uwaga! W tym / może być zagrożenie, w tym może być wirus / lub faszyzm, albo neoliberalizm”.

Przy wszystkich niejednoznacznościach tomu, bunt się nie ustatecznił. Wiersz Nie znajdą powściągliwie choć wystarczająco projektuje sytuację pośmiertną (Świetlickiego). Przyszłym poszukującym pozostaną rękopisy, zdjęcia – i dzieło już bezbronne. Nie znajdą jednak paru zapisanych właśnie doznań „i niezgody na wyrok”. Najgłębsze doznania estetyczne są wyłącznie jednostkowe (wiersz Po co), wspólnota pozostaje tylko złudzeniem (Refleksyjne refluksy). Na jednym z rysunków poeta siedzi przy stole z rozłożonym scrabble’em, są dwa stojaki z płytkami, tylko nie ma partnera do gry. Świetlicki gra z sobą, rozmawia z sobą? Poniekąd tak, dlatego warto się przypatrzyć i posłuchać.

Autor: Adam Poprawa

Źródło: A. Poprawa, Negatywista i afirmatyk, „Odra” 2019, nr 11, s. 99–100.

Ale o co ci chodzi? Marcin Świetlicki: wiersze 2016-2019; Marcin Maciejowski: rysunki 2018-2019. Wydawnictwo Wolno, Lusowo 2019, s. 108.